Bardziej błogosławioną rzeczą jest dawać aniżeli brać. (Dz. 20,35 Biblia Warszawska)
Myślę, że wszyscy naśladowcy Chrystusa chcą być pełni takiego samego entuzjazmu, radości, miłości, pasji od początku aż do końca swojej drogi na ziemi. Zmagamy się ze zniechęceniem, tracimy pierwszą miłość, stajemy się letni… Czy można to odwrócić? Czy jesteśmy skazani, aby żyć nadzieją przebudzenia, które kiedyś znowu nas ożywi?
W tym świecie mamy do czynienia z życiem, które trwa od wieków. W postaci mnóstwa gatunków roślin i zwierząt. Ale żadna pojedyncza roślina ani żadne pojedyncze zwierzę nie jest przeznaczone, aby żyć na tej ziemi bez końca. Ma dać życie kolejnym roślinom i zwierzętom. Zatem życie trwa poprzez przekazywanie go dalej. A nawet pomnaża się w ten sposób! W podobny sposób rzeczy się mają, gdy chodzi o duchowe życie zarówno poszczególnych naśladowców Chrystusa, jak i wspólnot kościelnych. Zacząłem to dostrzegać przez osobiste doświadczenia.
To miało miejsce kilkadziesiąt lat temu. Odbywała się regularna ewangelizacja uliczna poprzez rozdawanie traktatów i opowiadanie ewangelii. Z powodu swojej nieśmiałości, nie brałem w tym udziału, to było zbyt wielkie wyzwanie dla mnie. Pewnego dnia musiałem pojechać na miejsce ewangelizacji, aby komuś przekazać klucze od mieszkania. I tam, w brudnym, szarym przejściu podziemnym, gdy podszedłem do osoby, której miałem oddać te klucze, zostałem dotknięty niezwykłą Bożą obecnością! To było zaskakujące, niezwykłe i głęboko poruszające i… pouczające. A więc w czymś tak zwyczajnym, jak rozdawanie traktatów i rozmawianie z ludźmi na ulicy jest tak mocno obecny Bóg?
Ileś lat później miałem możliwość rozmawiania o Bogu i zbawieniu z ludźmi, którzy przyszli na ewangelizacyjny koncert w parku. I mimo, że w tym momencie nikt się nie nawrócił, to po takiej rozmowie czułem się niesamowicie pobłogosławiony – zostałem napełniony życiem.
To wszystko pomogło mi zobaczyć, że głównym sposobem na utrzymanie życia osobistego oraz życia wspólnoty kościelnej jest przekazywanie życia. Czyli dzielenie się świadectwem i opowiadanie ewangelii ludziom jeszcze nie zbawionym. Jeśli tego nie robimy, zaczynamy wysychać. Jeśli Kościół zaniedbuje ewangelizację, to zaczyna tracić życie, skupia się na mało ważnych rzeczach, zużywając na nie swoją energię, tocząc spory, nierzadko dzieląc się z błahych powodów. I wypracowuje pustą religijność, która zastępuje żywą relację z Bogiem.
Zatem ewangelizacja, to sprawa życia i śmierci! Nie tylko sprawa ratowania ludzi jeszcze niezbawionych przed wiecznym potępieniem. Ale także sprawa życia ludzi już zbawionych i zachowania życia całych wspólnot.
Duchowe życie otrzymaliśmy od naszego Pana Jezusa Chrystusa. On jest źródłem. Ale nie możemy go utrzymać, tylko biorąc. Jeśli chcemy je zachować, to musimy dawać, przekazywać je dalej. Inaczej zaczniemy je tracić, będziemy wysychać.
Przekazywanie ewangelii zarówno dla mówiącego jak i dla słuchacza jest sprawą życia i śmierci!